PETER PAUL - O czym będzie REJS DWA?
MAREK PIWOWSKI – To sekret. Ale każdy na statku jest podejrzany o ten gwałt.
- Rozmawiał pan o tym z Andrzejem Gołotą?
- Zapytałem czy zagra w filmie.
- I co?
- Krzyknął: „Ale ja nie piję!”
- On ma poczucie humoru?
- Dyskretne. Bardzo lubiła je Wisława Szymborska. Uważała, że Gołota ma duszę poety. Miała w domu jego posąg, a on jej posyłał kwiaty.
- U pana główne role już grali bokserzy, mistrzowie olimpijscy Kulej i Szczepański, także debiutowali u pana: Tym, Himilsbach, Dobosz. Teraz też stawia pan na naturszczyków?
- Tak. Odkryjemy nowe talenty. Będzie szeroki, przyjazny casting.
- A kogo szukacie?
- Wystarczy lekka szajba i trochę charyzmy.
- Himilsbach miał charyzmę?
- On mógł stanąć do grupowego zdjęcia z tyłu z boku, a i tak wszyscy potem pytali: „kto to jest ten w ostatnim rzędzie, na krawędzi”.
- Podobno nie bardzo chciał grać w filmie.
- Nie bardzo. Odkryłem go na cmentarzu, gdzie kuł nagrobki jako kamieniarz. Powiedział: „to co ja zrobię w kamieniu, to przetrwa wszystkie wasze filmy”.
- Ale zagrał.
- I to w ponad stu filmach.
- To prawda, że Amerykanie proponowali mu rolę w filmie?
- Tak, pod warunkiem, ze się nauczy angielskiego.
- Przyjął?
- Odmówił
- Dlaczego?
- Bo jak film nie dojdzie do skutku – powiedział – to ja zostanę z tym angielskim jak palant na lodzie.
- Mówią, że był pełen życia.
- Tak. Mija tyle lat od śmierci, a ludzie ciągle pytają „czy Janek nadal nie żyje”.
- Podobno ma pomnik nad Wisłą?
- Miał pozować do pomnika, ale poszedł na imprezę i poprosił kolegę żeby go zastąpił. To jest pomnik kolegi, który udaje Himilsbacha.
- A co z Józiem, który w REJSIE śpiewał „Były maje były bzy”
- Józio był palaczem w elektrociepłowni Siekierki. Na castingu nic nie mówił, tylko stał i patrzył. Ale tak, że od razu go wzięliśmy ...
- Czyli niekoniecznie trzeba śpiewać, tańczyć, recytować.
- Można milczeć, ale mieć to „coś”.
- A co dalej z Józiem?
- Józio w trakcie REJSU dowiedział się, że jest konkurs literacki na opowiadanie, więc napisał długopisem parę kartek, ale one mu wypadły do kałuży kiedy niósł na pocztę, którą już zamykali, więc wrzucił je do koperty byle jak i wysłał, nawet nie zdążył ponumerować kartek.
- No i przepadł?
- No i wygrał „za nowatorstwo w strukturach narracji”. Wygrał też kilka następnych konkursów, mimo że już numerował kartki. Józio ma teraz kamerę i robi piękne filmy poetyckie.
- A co robi Andrzej Dobosz, który też debiutował w Rejsie?
- Ma księgarnię w Paryżu. Tak zmizerniał, ze widać go tylko z profilu, z przodu wygląda jak
kreska.
- Zagrał jeszcze u pana?
- Miał zagrać. Wsiadł do pociągu żeby przyjechać, ale do przedziału wkroczyli trzej polscy dresiarze, wyjęli flaszkę i zapytali go „czy babcia się z nami napije?” a następnie zaczęli obliczać odległość z Paryża do Warszawy tak: do granicy niemieckiej będzie pół litra na łeb, do polskiej po całym, a od granicy do Warszawy znów po pół. Wyszło im, że z Paryża do Warszawy jest dwa litry na łeb. Dobosz zrozumiał, że tej podróży nie przeżyje, wysiadł i wrócił do swojej księgarni. Zniechęcił się do filmu i teraz głosi wyższość literatury nad filmem. Jak mole.
- Jakie mole?
- Które wpadły do kina i spróbowały ugryźć taśmę filmową, ale twarda, to mówią: „ja jednak wolę książkę”.
- Pojawią się w filmie postacie polityków?
- Mają twarze nijakie.
- Jaki polityk na przykład?
- Jaki to polityk? – zapytali Tyma i pokazali mu poduszkę, a on powiedział – twarz poznaję, ale nazwisko mi wyleciało.
- A twarze biznesmenów?
- Raz przyszedł biznesmen do Witkacego …
- To już wtedy byli biznesmeni?
- Wtedy mówiło się „handlarz”.
- Aha, no i co ten biznesmen?
- Zaproponował sto tysięcy, żeby mu zrobić portret.
- A Witkacy co?
- Obszedł biznesmena trzy razy naokoło uważnie i powiedział „nie widzę powodu”.
- Wtedy inwestowali w obrazy. A dzisiaj w film?
- Bo to szybki biznes. Trafiona komedia zwraca się w miesiąc po premierze. Tyle, że biznesmeni widzą film na kształt piramidy, im niższy poziom, tym szersza oglądalność.
- A przecież pana film OSKAR - super poziom, nagrody, a miał trzy razy większą oglądalność w TV, niż transmitowany równocześnie finał piłkarskiej Ligi Mistrzów.
- Bo powstaje nowa widownia – awangarda internetowa. Oni subkultury już nie kupią. Pokazali na przykładzie ACTA kto tu będzie rządził za parę lat. To nadchodząca piąta władza.
- Oni naprawią dysfunkcyjny system polityczny?
- A po co? Stworzą własny.
- To z nimi pan będzie robił crowdfunding na REJS DWA?
- Tak. W ten sposób uniezależnimy się od gustu producentów. Zagrają nowe talenty. Nasi naturszczycy.
- Za co pan tak kocha naturszczyków?
- Za nieprzewidywalność. Zaczynają zdanie i nie wiadomo jak skończą.
- Oni wnoszą naturalność organiczną. A jak osiąga się naturalność u aktorów?
- Milos Forman np. daje aktorom tekst do nauczenia w godzinę, ale już po kwadransie go zabiera i każe grać. Aktor zorientował się już o co chodzi, próbuje sobie przypomnieć, ale już nie recytuje, mówi „w przybliżeniu”, czasem się zająknie, coś powtórzy, poprawi. To daje efekt mówienia spontanicznego.
- A pan jakie chwyty stosuje?
- Kręciłem np. takie ujęcie: „wszedł do kawiarni i rozejrzał się niepewnie” ale pan Zenek, gimnastyk, grał to jakby ćwiczył skręty głowy, więc rozwiesiłem po kawiarni dziewięć kartek z numerkami i poprosiłem, żeby je odszukał i policzył. Rozglądał się niepewnie i wyszło naturalnie.
- A panu wyszło naturalnie kiedy zagrał pan w filmie bezdomnego z Dworca Centralnego?
- Pojechałem wtedy na Centralny, patrzę stoi kamera, ekipa, aktorzy, więc idę na plan jako bezdomny żeby zagrać, a policjant do mnie: „spierdalaj dziadu, bo tu film kręcą”. Więc chyba było naturalnie.
- A jakie środki stosują Amerykanie?
- Np. Humphrey Bogart zapytany jak osiąga ten słynny wyraz gorzkiego uśmiechu, wyjaśnił:
„zakładam lewy but na prawą nogę”.
- Czy po REJSIE próbował pan pisać następne scenariusze z Głowackim?
- Napisaliśmy kilka, ale minister powiedział: „nigdy więcej duetu Głowacki – Piwowski”.
- Za co?
- Bo na kolaudacji REJSU komisja przegapiła parę scen niecenzuralnych.
- Jak?
- Ustawiliśmy z Głowackim wysokie metalowe popielniczki, a kiedy z ekranu szedł „niesłuszny” dialog, to je wywracaliśmy, co robiło hałas i dialog przegapiali.
- Minister poniósł konsekwencje?
- Zyskał sławę liberała.
- I nie kazał nic wyciąć z REJSU?
- Kazał.
- Co?
- Na przykład scenę dupnika, bo stanowiła aluzję do wyborów.
- Ale przecież ta scena jest w filmie.
- Tak, bo już z piedestału liberała wysłał do nas telegram: „Zezwalam na scenę dupnika. Minister Kultury i Sztuki”
- A jakie scenariusze proponowaliście? Komedie?
- I kryminały. Bo nic tak nie ożywia akcji jak trupy.
- Jaki kryminał na przykład?
- „Żyrardowskie Noce”. Przeczytałem reportaż Głowackiego i zadzwoniłem do niego, że to dobre na film. A on na to: „nie ufaj pierwszej reakcji, bo może być uczciwa”. Tak potrafił zmotywować.
- O czym to?
- W Żyrardowie zabito jakiegoś VIP-a, więc centrala naciskała na śledztwo, które ruszyło z kopyta, aresztowano 50 osób, z czego 20 od razu się przyznało, wszyscy byli poplamieni krwią i nikt nic nie pamiętał. Policja miała problem kogo wybrać, no i …
- Aż dwudziestu poplamionych krwią w jedną noc?
- Wtedy modny był „rozwód po żyrardowsku”, bo tam nikt nie fatygował się z rozwodem do sądu, tylko załatwiał sprawę w trybie przyspieszonym, siekierą.
- To dość ponury obraz miasta.
- Tam nie było wtedy kanalizacji, więc faceci brali wiadro i szli po wodę do pompy, ale po drodze skręcali do knajpy. Zamiast palt wisiały tam wiadra. A jak im żony podskakiwały, to zaliczały „rozwód po żyrardowsku”.
- Pan się dziwi, że film nie powstał?
- Nie powstał z innego powodu.
- Jakiego?
- Głowacki wplątał się w „pozyskiwanie mieszkania”. Bo wtedy mieszkań się nie kupowało, tylko dostawało w przydziale od państwa. Prośbę o przydział należało uzasadnić, więc Głowacki napisał, że musi się wyprowadzić z domu, bo matka jest alkoholiczką, a ojciec psychiczny. Ale matka prosiła, że woli być psychiczna, a ojciec alkoholik. Te negocjacje rodzinne wyłączyły na jakiś czas Głowackiego z twórczości.
- To z czego wtedy żyliście?
- Głowacki np. tańczył rock and rolla w kabarecie „KLAPS” w kinie Palladium. Wracał w nocy przez Chmielną, która była wtedy centrum prostytucji. Głowacki uważa, że to nie były może piękne kobiety, ale wzruszające. Prosiły go: „synku, daj babci zarobić”. Co noc Głowacki stawał oko w oko z poważnym problemem moralnym: „czy można odmówić starszej kobiecie, która potrzebuje pieniędzy”?
- Pan się wychował na Pradze, dzielnicy o najgorszej reputacji w Warszawie.
- Najgorszej? Tam jak ktoś skrzywdził dziecko na ulicy, to z miejsca dostawał łomot taki, że już nigdy więcej dziecka nie ruszył, nawet piaskownice omijał z daleka. Wychowałem się w bardzo bezpiecznej dzielnicy.
- Ma pan sentyment do meneli.
- Jeżeli tak to pan nazywa, to jestem jednym z nich.
- I chce pan powiedzieć, że oni respektują prawo?
- Wybrane fragmenty.
- Które na przykład?
- Kiedy powódź zalała Wrocław, to pojechali tam, pływali kajakami i nurkowali do sklepów alkoholowych, ale kiedy pojawiała się łódź policyjna, to zatrzymywali kajak na światłach, bo o dziwo sygnalizacja działała. Więc respektowali np. kodeks drogowy.
- I bili się w obronie dziecka. A pan się bił?
- Trenowałem u Munia Małeckiego.
- Ale poza ringiem?
- Raz wszedłem do szatni, było ciemno, a prosto na mnie ruszył jakiś menel z takim ryjem, że uskoczyłem w lewo, ale i on w lewo, ja w prawo to i on w prawo, więc ja w przód, a on na mnie, to ja łup!. Okazało się, że to było lustro.
- A Głowacki też ćwiczył boks?
- Pływanie. Bo jego ojciec uważał, że nie powinien się marnować w komunie, tylko wiać z kraju, pojechać na zawody z kadrą na Zachód i zostać, a jak się do kadry nie załapie, to ma skoczyć ze statku wycieczkowego koło Szwecji i dopłynąć. Dlatego Głowacki trenował pływanie.
- A pan ćwiczył jeszcze jakieś inne sporty?
- Baloniarstwo. Bo ja uciekałem za granicę balonem, ale wiatr skręcił i wylądowałem na strażnicy. Odsiedziałem dwa lata, więc baloniarstwo pozostało dla mnie wyzwaniem.
- Wysoko pan lata?
- Cała sztuka latać nisko, np. szorować koszem po Wiśle. Nauczył mnie tego Leszek Kołtun, wicemistrz świata w tym sporcie. Ale ostatnio mam do tego sportu uraz.
- Bo?
- Pompowanie balonów przypomina transmisję z sejmu.
- REJS wygrał ranking tygodnika POLITYKA na najciekawszy film XX wieku. Dlaczego?
- Bo w XIX wieku nie robili filmów.
- Jest pan skromny?
- Bardzo, ale chcę, żeby wszyscy o tym wiedzieli.
- Chwalą Rejs?
- Na castingu jeden powiedział: „fajny jest Rejs”, „a widział pan?”, „tak, ale nieosobiście”.
- Podchodzą po autografy?
- Dziś podszedł uczeń o podpis na bilecie tramwajowym, zapytałem „dlaczego na bilecie?”, „bo ja sobie w domu przepisze na czysto”.
- A kiedy kręci pan zdjęcia na ulicy, to o coś pytają?
- Jeden zapytał jaki film kręcę, odpowiedziałem „Krzyżacy”, a on: „O tak, widziałem. Super!”.
- Sugerują jakieś tematy?
- Wczoraj na targu pan Sylwek, ogrodnik, powiedział: „panie Marku, westerny się przeżyły, czas zrobić film o warzywnictwie”.
- A ten kelner przed chwilą też panu proponował jakiś temat, ale nie dosłyszałem, co?
- Ten kelner intensywnie opalony?
- Tak.
- Zasugerował żeby „napiętnować bandyckie ceny w solarium”.
- Kiniarze mówią, że seanse REJSU trzeba było przerywać, żeby ludzie mogli się wyśmiać. Dlaczego pan wybrał komedie?
- Nie wybierałem. Chciałem serio, ale i tak widownia się śmiała, to już robię komedie.
- A kiedy Pan wybrał film?
- Miałem 16 lat, kiedy z Wichtą Komfort, miss Targówka, popłynąłem kajakiem na wyspę przed fabryką Wedla. Kiedy już pozbyliśmy się odzieży, to rozległy się oklaski. To załoga Wedla stała w oknach i biła brawo, ja odruchowo zacząłem się kłaniać i pomyślałem, że artyści mają fajnie.
- I to pchnęło pana do filmu?
- Nie pchnęło. Ja dobrowolnie, jak opisałem.
- Jak odnieść sukces w filmie?
- Zapytałem o to Tarantino.
- Co odpowiedział?
- Wstaję o czwartej rano i wyprzedzam tych, co śpią do siódmej.
- Pana REJS obejrzało 7 milionów. To statystyka.
- Ale profesor statystyki utonął w jeziorze, które miało statystycznie 10 cm głębokości.
- Po pokazie REJSU na festiwalu w Nowym Yorku zaproponowali panu wykłady z reżyserii w Uniwersytecie Nowojorskim. Co takiego zobaczyli w REJSIE?
- Połączenie, jak wtedy zauważył Orson Welles, walorów artystycznych i komercyjnych.
- Komercyjnych, bo REJS dał siedmiokrotny zysk?
- Tak, trafiona komedia ma szybką stopę zwrotu, jak mówiłem, miesiąc.
- Dlaczego pan uczył Amerykanów reżyserii akurat westernów?
- Bo zobaczyli moją etiudę z Kirkiem Douglasem, taką parodię westernu, która wygrała festiwal w Amsterdamie.
- A wniósł pan do westernu coś polskiego?
- Kino moralnego niepokoju.
- A o co może walczyć w Ameryce kino moralnego niepokoju?
- Żeby Amerykę zwrócić Indianom.
- Udało się?
- Tak. Moi studenci zdobyli kilkadziesiąt nagród, a Chapman Oskara.
- Ale Indianie nie odzyskali Ameryki.
- Taka jest sztuka. Kiedy nasz przodek nie mógł upolować mamuta albo kobiety, to je rzeźbił w jaskini. Sztuka jest „zamiast”, to odmiana masturbacji.
- Popadliśmy trochę w ton serio, zmieńmy temat, podoba się panu ta blondynka przy oknie?
- To gej.
- Po czym pan poznaje?
- Po wąsach
- To może jednak wróćmy do filmu. Na REJS DWA czekamy już tyle czasu. Warto?
- Podam nieskromny przykład: żarówkę wynalazł podobno niejaki Żarow. Edison wynalazł żarówkę rok później, ale taką, która świeciła. Czasem warto poczekać.